Nagrany wywiad z Galiną Paszczenko-Abrahams o Wolfie Messing
Po opublikowaniu artykułu „Jak powstała legenda Wolfa Messinga”, do redakcji zadzwoniła Galina Paszczenko-Abrahams z Filadelfii: „Bardzo dziękuję, „Komsomołko”! Nareszcie, opowiedzieliście całą prawdę o tym zadziwiającym człowieku, którego wielu uważa za szarlatana. Wolf Messing ( ur. 10-09-1899r. Góra Kalwaria koło Warszawy) , w moim życiu, bardzo wiele znaczy”.
Czytał myśli
- Jak żeście się poznali?
- W 1964 roku, podczas koncertu w Irkucku, przekazałam jury notatkę z zadaniem, które powinien odgadnąć i wykonać artysta : „Szanowny Wolfie Messing! Proszę przejść do 7-go rzędu i przyprowadzić na scenę dziewczynę, siedzącą na siódmym krześle. Ma przy sobie trzy książki. Proszę wziąć opowiadania M. Gorkiego, otworzyć na pierwszej stronie i znaleźć rok wydania. Połączcie pierwszą i ostatnią cyfrę - będzie to numer rzędu. Suma środkowych cyfr - to numer miejsca. Proszę przyprowadzić na scenę osobę tam siedzącą”. Na tym miejscu siedziała dama w czerwonym swetrze. Zaproszono mnie na scenę. Wzięłam Messinga za nadgarstek i w myślach zaczęłam powtarzać zadanie. Ruszył na salę, natychmiast podszedł do siódmego szeregu, siódmego miejsca i wyprowadził na scenę moją przyjaciółkę. Wziął z jej rąk opowiadania Gorzkiego, spojrzał na pierwszą stronę i znów „pomknęliśmy na salę” po tę damę. Jury przeczytało moje zadanie. Wszyscy przekonali się, że zostało wykonane prawidłowo. Messing zapytał jury: „Czy ta dama ma sweter czerwonego koloru? Jak widzicie, ma malinowy, a pani (zwracając się do mnie) cały czas wprowadzała mnie w błąd, określając w myślach, że on czerwony”. W jaki sposób Messingowi udało się zajrzeć do mojej podświadomości?
Wysłałam do niego kartkę pocztową, ze szczerymi wyrazami zachwytu. Po kilku dniach otrzymałam odpowiedź - zaproszenie do hotelu. Przychodzę. Podnoszę rękę, by zapukać, ale drzwi szeroko się otwierają, sympatyczny, siwy maestro zaprosił mnie do środka. Zapytał o rodzinę, studia i poznał z prowadzącą jego koncerty - Walentyną Iwanowską (przyjaźniliśmy się z nią, do jej śmierci). Zaprosił również do ponownych odwiedzin. Opowiedziałam przyjaciołom o spotkaniu i przyznałam się, że byłoby prościej rozmawiać z Wolfem, gdyby się zwracał do mnie na „ty”. Nazajutrz, podchodzę do drzwi jego pokoju. Te znów się otworzyły bez mego pukania i Wolf powiedział: „Wchodź, Galeczko, przecież chciałaś, bym się zwracał do ciebie po imieniu.
Byłam na każdym koncercie Messinga w Irkucku, w czasie przerw, odwiedzałam go za kulisami. Za każdym razem prosił, bym stawała za oparciem krzesła na którym odpoczywał i masowała jego głowę. Moje palce zanurzały się w jego bujnych włosach...
- A ile miałaś wtedy lat?
- 18, on - 65.
Przewidział rozwód
Pewnego razu zapytał, czy mam przyjaciela. „Mam. Utrzymujemy kontakt listowny”. Spojrzał na jego zdjęcie i oświadczył, że nie będziemy razem. Tak też się stało. A jeszcze, Wolf poprosił mnie, że kiedy będę wychodzić za mąż, mam przysłać mu zdjęcie przyszłego męża i on określi, czy mogę wiązać z nim swój los. „Nie wyślę - odpowiedziałam. - Sama chcę odpowiadać za swój wybór”. Wtedy, opowiedział historię swoich przyjaciół. Dziewczyna wyszła za mąż wbrew jego radom - rodzina rozpadła się. Proces rozwodowy był bardzo trudny. Messing chciał mnie uchronić przed czymś podobnym, ale wyszłam za mąż tak, jak postanowiłam – bez jego rady. Przeżyliśmy 25 lat i 7 dni. Mamy trójkę nadzwyczajnych dzieci, ale rozstaliśmy się. Jestem pewna, że Wolf przewidział te komplikacje, ale niczego nie żałuję, przecież dla takich dzieci można znieść wszystko.
- Galino, a dlaczego Messing zainteresował się tobą?
- Po wielu latach spytałam, dlaczego odpowiedział na moją kartkę pocztową. „Galeczko, otrzymuję bardzo dużo listów, często bardzo długich, ale w nich nie ma szczerości. Twoja karteczka była taka króciuteńka i każde słowo było takie szczere, że postanowiłem spotkać się z tą dziewczynką”. Myślę, że odnosił się do mnie po ojcowsku. On przecież nie miał swoich dzieci.
- Spotykaliście się tylko w Irkucku?
- W innych miastach też. Kiedy bywałam w Moskwie z prywatnych powodów, to mieszkałam u Walentyny Iosifowny. Chodziliśmy w odwiedziny do Wolfa na ul. Pieszczanoju (Piaskową). Szczególnie, utkwiły mi w pamięci koncerty w mieście Czita. Luksusowy pokój hotelowy: wielki salon i mała sypialnia z dwoma łóżkami. Jedno - dla Messinga, drugie - dla mnie i Walentyny Iosifowny. Zdarzyło się, że ona poszła do restauracji po śniadanie. Siedzieliśmy we dwoje i Wolf poprosił, bym go pocałowała. Odpowiedziałam, że nie mogę. Mocno się obraził i kiedy wróciła Walentyna, poskarżył się niczym dziecko: „Wyobraź sobie, że poprosiłem Galeczkę, by mnie pocałowała, a ona odmówiła!” „To i bardzo dobrze. Znalazła się chociaż jedna dziewczyna w ZSSR, odmawiająca pocałunku samemu Messingowi!” Wieczorem, pojechaliśmy do klubu. W samochodzie powiedział: „Galeczko, ten występ dedykuję tobie”. A na nas - czekała pusta sala. Zapomniano wywiesić afisze w akademiku. Wolf oświadczył, że nie odwoła koncertu. Pracownicy klubu poszli do akademika. Wkrótce, młodzież wypełniła salę. Messing był w najlepszej formie!
- Czy masz jakieś pamiątki po Messingu?
- Pędzel, którego używał przy goleniu. Afisz, piórko gołębia, którego wypuścił na widownię w Angarsku, legitymację związkową № 0493468. Sądząc po potwierdzeniach, co miesiąc przekazywał do Związku Zawodowego po 30, 40, 50 rubli składki. To ogromne zarobki w czasach radzieckich. Dwie książeczki oszczędnościowe opiewały na sumę powyżej 90 tysięcy rubli – ogromne pieniądze, jak na 1974 rok! Ponieważ Messing nie zostawił testamentu, wszystko zagarnął skarb państwa. Po jego śmierci, zniknął nawet słynny brylant, a także inne cenne rzeczy, natomiast archiwum przejęły organy państwowe.
Najcenniejszą pamiątką po nim, jest jego zdjęcie z dedykacją na odwrocie, wypisaną zielonym atramentem: „Galeczko, pamiętam i myślę o tobie. Wolf Messing. 21 lutego 1971 roku”. Wręczając mi je, powiedział: „Kiedy będzie ci źle, patrz na nie. Pomogę ci”.
- Często korzystałaś z tego?
- Postanowiłam twardo: Wszystkie problemy, powinnam rozwiązać sama.
- Na pewno ani razu o nic nie poprosiłaś? Nie uwierzę!
- Był jeden przypadek. Do Irkucka przyjechał zespół „Moskiewscy Wirtuozi”. Nie można było zdobyć biletów. Roztrzęsiona, poprosiłam ochroniarza przy wejściu służbowym, by przekazał Śpiewakowowi, najdroższe dla mnie, zdjęcie z z dedykacją. Ten, wycedził przez zęby: „Maestro zajęty, prowadzi próbę!” Stałam otępiała przy służbowym wejściu. Coś mnie tam trzymało. Wkrótce, podjeżdża samochód i wysiada… Śpiewakow. Podbiegam do niego, wręczam zdjęcie Messinga - proszę wziąć, byliście przecież znajomymi. Bardzo chcę zobaczyć koncert! „Nie-nie, bałem się Wolfa Messinga!” – nie przyjął zdjęcia, ale zaprowadził za kulisy: „Możesz tu obejrzeć próbę, a potem usiądź na scenie, w krzesle naprzeciwko orkiestry”. Siedziałam twarzą do sali i widziałam Śpiewakowa-dyrygenta – niesamowite wrażenie! Dzięki Messingowi! Później, nigdy z niczym nie zwracałam się do niego.
Spóźniony pocałunek
Galino, a co robisz w Ameryce?
- A, to inna historia. Wyobraź sobie, ostatnio znalazłam męża w Ameryce, przez Internet. Dzieci zamieściły moje zdjęcie z ankietą na jakiejś stronie. Sama, nawet klawisza nie umiałam naciskać.
- A czy przypadkiem Messing ci w tym nie pomógł?
- Trafiłeś chyba w sedno! Przyjaciółki są o tym całkowicie przekonane! Ci, którzy wiedzą o moim pierwszym małżeństwie, trudnym losie, twierdzą: Bezsprzecznie, to dzieło rąk Messinga. To jest tak nieprawdopodobne, by ludzie z dwóch różnych kontynentów, nagle połączyli się na trzecim. Ensli pochodzi z Indii. Ma mały biznes kwiaciarski. Wystarcza nam na życie. I jest nam bardzo dobrze we dwoje. Dwaj moi synowie w Irkucku, córka - w Hiszpanii. Też, często tak myślę: „Nie - to zamążpójście nie jest przypadkowe”.
- A Wolf Grigoriewicz, śni ci się?
- Przez wszystkie lata, tylko jeden raz. Był to bardzo dziwny sen. Po przebudzeniu, natychmiast opowiedziałam go mężowi. Potem zadzwoniłam do przyjaciółki. „Bądź ostrożna, ten sen zapowiada chorobę!” - uprzedziła ta. Ale nic złego się nie wydarzyło. A sen, mniej więcej taki. Jesteśmy oboje z Messingiem młodzi, zakochani, namiętnie się całujemy. Zrozumiałam, że po prostu oddałam teraz daninę, którą powinnam była oddać dużo wcześniej - wiele lat temu, kiedy w hotelu prosił, bym go pocałowała, a ja odmówiłam.
Zdjęcia z archiwum Galiny Paszczenko-Abrahams.
Zdjęcia z archiwum Galiny Paszczenko-Abrahams.
źródło http://kp.ua/daily/280211/268689/